Mój pierwszy odrzutowiec
„ - Gdybym miał pisać pamiętnik, pewnie zacząłbym od … właściwie sam nie wiem. Trochę przeżyć nazbierało się. Ale czy to może kogoś zainteresować ?”
Tak – płk pil. w st. spocz. Józef Olesiejuk – ur. 10.07.1928 r. w miejscowości Ługi Wielkie, sam nie wie od czego by zaczął. Może od opowiadania, które czytał w „Płomyczku” mając zaledwie sześć lat. Opowiadanie o podróży pewnego doktora z dwójką dzieci w Kosmos. Napisane ciekawie i zrozumiale dla sześciolatków, co zabarwiło dziecięcą wyobraźnię. Kosmos – wielka tajemnica, niewiadoma. Wtedy nie myślał o tym, by być bliżej gwiazd. Dla chłopca z miejscowości Ługi Wielkie w dawnym województwie lubelskim (dzisiaj woj. mazowieckie) powiat Siedlce, to było coś nie do osiągnięcia. Ale przelatujące nad wsią samoloty obserwował z wielką chłopięcą ciekawością. Józef Olesiejuk przeczytał również książkę J. Meissnera pt. „Szkoła Orląt” – o szkole lotniczej w Dęblinie.
1 wrzesień 1939 r. – wojna. W powietrzu latają niemieckie samoloty. Bombardują Siedlce i inne obiekty wzdłuż linii kolejowych. W połowie września 1939 r. w pobliżu wsi ląduje przymusowo uszkodzony polski samolot P-23 „Karaś”. Załoga ocalała.
Rozbity samolot był obiektem zainteresowania okolicznych mieszkańców, a szczególnie młodzieży. W końcu nic z niego nie zostało.
Rys. 1: Samolot P-23. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe.
Po wojnie Józef Olesiejuk ukończył gimnazjum mechaniczne w Siedlcach. Starał się o pracę w zakładach im. H. Cegielskiego w Poznaniu. Odmówili. Wrócił do domu. Dwa lata pracował dorywczo, by pomóc materialnie rodzicom. W dniu 4 października 1949 r. został powołany do wojska w celu odbycia służby zasadniczej. W dniu poboru; on i kilku jego kolegów otrzymało przydział do 7 Pułku Bombowców Nurkujących w Poznaniu na Ławicy (lotnisko). Dowództwo skierowało go na kurs strzelców radiotelegrafistów na samoloty Pe-2; będące na wyposażeniu tej jednostki.
Rys. 2. Samolot Pe-2.
W trakcie trwania kursu ogłoszony został nabór do Oficerskiej Szkoły Lotniczej nr 4 w Dęblinie. Józef Olesiejuk zgłosił się i został przyjęty na kurs pilotów myśliwskich. Naukę w Oficerskiej Szkole Lotniczej (OSL) nr 4 rozpoczął we wrześniu 1950 r. Po zakończeniu szkolenia teoretycznego w marcu 1951 r. został przeniesiony do Oficerskiej Szkoły Lotniczej nr 5 w Radomiu, gdzie odbył szkolenie praktyczne na samolotach UT-2 i JAK-9.
Rys. 4. Samolot UT-2.
Rys. 5. Samolot JAK-9.
W kwietniu 1952 r. ukończył Oficerską Szkołę Lotniczą nr 4 w Radomiu w stopniu chorążego (I stopień oficerski) wyszkolony jako pilot samolotu myśliwskiego Jak-9.
Po promocji został skierowany do 40 Pułku Lotnictwa Myśliwskiego w Krakowie. W maju tego samego roku pułk przeniesiony został na lotnisko Mierzęcice (obecnie Pyrzowice) koło Katowic. Młody chorąży pilot Józef Olesiejuk rozpoczął loty na swoim pierwszym odrzutowcu Jak-23. Spełniły się jego marzenia o lotnictwie.
Samolot myśliwski JAK-23 był to pierwszy samolot o napędzie odrzutowym na wyposażeniu lotnictwa polskiego w tamtym czasie. Osiągał prędkość 900 km/godz. pułap 14 000 m. Uzbrojenie – 2 działka kaliber 20 mm, mógł zabrać 2 bomby po 50 kg na zewnętrzne zaczepy na końcach skrzydeł. Na te same zaczepy można było zawieszać również dodatkowe zbiorniki paliwowe. Duża moc silnika w stosunku do ciężaru pozwalała na szybkie nabieranie wysokości. Miał również doskonałą manewrowość – podstawowe cechy samolotu myśliwskiego. Był stosunkowo łatwy w pilotażu. Przyjemnie się na nim latało. Nie posiadał jednak hermetycznej kabiny, oraz hamulców aerodynamicznych.
Rys. 6. Samolot JAK-23.
Po rozpoczęciu wyposażania polskiego lotnictwa w samoloty Mig-15, Jaki-23 przekazane zostały do Szkoły Lotniczej w Radomiu. Służyły do szkolenia podchorążych. Zastąpiły je samoloty polskiej konstrukcji i produkcji „Iskra”, które są do dziś na wyposażeniu lotnictwa.
Na świdwińskiej ziemi
Miasto powiatowe Świdwin jest jednym z piękniejszych miast województwa zachodniopomorskiego. Położone nad rzeką Regą, nieopodal morza Bałtyckiego (50 km) otoczone lasami i jeziorami zostało wybrane przez Ministerstwo Obrony Narodowej na „siedzibę” dla żołnierzy w stalowych mundurach. Jakie były początki…
Na początku lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku została podpisana umowa między władzami miasta Świdwina, a dowództwem Wojsk Lotniczych o budowie lotniska wojskowego. Teren pod pas startowy i inne obiekty związane z lotnictwem stały się rzeczywistością, gdy rozpoczęto budowę. Odległość od Świdwina do przyszłego strategicznego obiektu wynosiła tylko 5 km. Prawdopodobnie przed II wojną światową było w tym miejscu niemieckie lądowisko, niezbyt duże i trawiaste dla szybowców. Resztę ziemi i to dość duży obszar należało:
- wywłaszczyć rolników, którzy tam zostali osiedleni przez Państwowy Urząd Repatriacyjny,
- nadać im ziemię i obejścia gospodarskie w innych miejscach,
- zmniejszyć areał ziemi PGR Smardzko.
Warunki terenowe były dogodne, gdyż Świdwin posiadał dużo budynków zniszczonych. Nie brakowało też gruzu; trzeba wiedzieć, że o Świdwin toczyły się dość długo walki, a brała w nich udział 1 Dywizja Wojska Polskiego – (słynny Kocioł Świdwiński). Śródmieście miasta leżało w gruzach , który stał się materiałem pod budowę pasa startowego. Posłużył on również do zasypania dość pokaźnego oczka wodnego nieopodal budowanego pasa startowego. Rolnicy posiadający konie i wozy z okolicznych wsi i miasta znaleźli zatrudnienie i dobre zarobki. Sprzętu ciężkiego było jak na lekarstwo, a zatem prace wykonywane były „szpadel, łopata, kilof i ręka człowieka”. Wysiłek był ogromny i dzisiaj nie do uwierzenia. Społeczeństwo Świdwina i okolic przyjęło wojskowe przedsięwzięcie z aprobatą i zadowoleniem. Przed miastem stanęła perspektywa rozwoju budownictwa mieszkalnego, handlu i rzemiosła. Wojsko, kadra oficerska i rodziny musiały mieć zakwaterowanie. W odległości 3 km od Świdwina powstało osiedle mieszkaniowe dla rodzin i kadry, a kilkaset metrów dalej koszary dla żołnierzy służby zasadniczej.
Powstały trzy pierwsze bloki z czerwonej cegły, hotel dla samotnych oficerów oraz kotłownia. Tempo prac wykonywanych przez murarzy było wręcz imponujące. Praca była trzyzmianowa (podobno – chodziła taka fama, że na którymś z bloków został pobity rekord w układaniu muru). Bloki stoją do dnia dzisiejszego, ale po czerwonej cegle śladu nie zostało, ponieważ są po remoncie i mają kolorową elewację.
Obecnie osiedle wojskowe liczy 12 bloków dwu i czteropiętrowych. Znajdują się również: szkoła podstawowa, hala sportowa, przychodnia lekarska, hotel, klub garnizonowy, kasyno, kościół garnizonowy – i dziś myśli sobie, „że to już minęło 58 lat, a ja byłem żołnierzem pilotem i na oczach moich garnizon przechodził taką metamorfozę”.
W styczniu 1953 roku 40 Pułk Lotnictwa Myśliwskiego z Mierzęcic przebazował się do Świdwina, przechodząc jednocześnie pod dowództwo 11 Dywizji Lotnictwa Myśliwskiego. Rzut powietrzny w składzie: 13 Jaków-23, 2 UT MIG-15 oraz samolotów szkolnych 2 UT-2 i 1 PO-2, wykonał przelot na docelowe lotnisko w dniu 17 stycznia, w dwóch etapach – z międzylądowaniem na lotnisku 11 Pułku Lotnictwa Myśliwskiego w Poznaniu-Krzesinach (wówczas samoloty nie miały dużego zasięgu). Jako jeden z pierwszych na świdwińskim lotnisku wylądował chor. pil. Józef Olesiejuk.
Lotnisko – posiadało betonowy pas startowy o długości 2000 m i szerokości 60 m, drogę kołowania, płaszczyzny postoju samolotów i bazę paliwową. W fazie budowy znajdował się również hangar i pomieszczenia dla polowych warsztatów lotniczych (PWL). Lotnisko budowane było przez Batalion Budowy Lotnisk. Wykorzystywano również transport konny rolników i pracowników ze Świdwina. Trwała dalsza rozbudowa infrastruktury lotniska. Koszary – cała zabudowa typu „barakowego”, murowana, parterowa; obejmowała pomieszczenia na zakwaterowanie żołnierzy, pomieszczenia administracyjne, park samochodowy, stołówkę żołnierską i kasyno oficerskie. Pomieszczenia ogrzewane były piecami węglowymi. Osiedle mieszkaniowe – cztery dwu-piętrowe bloki mieszkalne dla rodzin i hotel dla kawalerów w pełni zapewniały potrzeby kadry zawodowej. Osiedle ogrzewane było przez kotłownię węglową. W mieszkaniach były kuchenki i podgrzewacze wody również opalane węglem. Rodziny kadry mogły korzystać odpłatnie z wyżywienia w kasynie oficerskim. W następnych latach w miarę potrzeb osiedle rozbudowywano. Wybudowano m.in. klub oficerski, przedszkole, szkołę podstawową i halę sportową.
Lata pięćdziesiąte – był to okres intensywnego rozwoju lotnictwa. Kończyła się era samolotów śmigłowych, a rozpoczynała samolotów o napędzie odrzutowym. „Mam satysfakcję, ze mogłem w tym uczestniczyć” – wspomina płk pil. w st. spocz. Józef Olesiejuk..
Już w 1953 roku 40 pułk rozpoczął przezbrojenie na nowy typ samolotu. Był nim Mig-15 – samolot ze skośnym skrzydłem, hermetyczną kabiną pozwalającą na wykonywanie lotów na wysokości pułapu (osiągał wysokość 15 000 m). Samolot był cały czas modernizowany. Powstały nowe wersje – Mig-15 bis, Mig-17, Mig-17 pf. W fabryce w Mielcu rozpoczęła się na licencji Mig produkcja samolotów Lim-1, Lim-2, Lim-5 i Lim-5 pf.
Rys. 7. 23 sierpnia 1962 r. – lotnisko Pieniężnica kpt. pil. Józef Olesiejuk wręcza wyróżnienie, w tle samolot Lim 2
(pułk ze Świdwina przebazowany był z powodu remontu lotniska)
Na tych samolotach cały czas trwało intensywne szkolenie w wykonywaniu lotów w dzień i w nocy w zwykłych i trudnych warunkach atmosferycznych oraz w zastosowaniu bojowym. Wypracowywano nowe sposoby wykorzystania samolotów poszerzające ich możliwości bojowe. 40 pułk w wielu brał udział, a niektórych był prekursorem. „Przykładowo podam niektóre z nich. We wrześniu 1954 r. podczas ćwiczeń współdziałania z samolotami szturmowymi Ił-10 po raz pierwszy na samolotach odrzutowych wykonywaliśmy starty i lądowania na nawierzchni gruntowej lotniska Mirosławiec. Mam satysfakcję – brałem w tym udział. Również starty i lądowania na „Drogowych Odcinkach Lotniskowych” (DOL) zwiększały możliwości bojowe lotnictwa”.
Kolejnym skokiem technologicznym w lotnictwie było wprowadzenie na uzbrojenie samolotów naddźwiękowych. Na początku lat sześćdziesiątych rozpoczęło się przezbrajanie lotnictwa polskiego na naddźwiękowe samoloty Mig-21 F-13. W pierwszej kolejności wprowadzono je w wojskach OPK. Z rozpoczęciem dostaw kolejnej nowej wersji Mig-21 w starsze typy postanowiono wyposażyć jednostki lotnictwa operacyjnego.
W dniu 7 października 1963 roku Józef Olesiejuk został mianowany na stanowisko dowódcy pułku.
Lotnisko Świdwin – kpt. pil. Józef Olesiejuk na startowym stanowisku kierowania lotami w samochodzie Star 66 nazywanym przez pilotów „krasulą” (pomalowany był z zewnątrz w szachownicę czarno-białą)
40 pułk przeszkolenie na samoloty naddźwiękowe rozpoczął w 1964 roku. Pierwszy klucz (4 pilotów) przeszkolenie teoretyczne i praktyczne otrzymali w Centrum Szkolenia Lotniczego (CSL) w Modlinie. Jedna eskadra 40 Pułku Lotnictwa Myśliwskiego (plm) samoloty Mig-21 F-13 otrzymała we wrześniu. Docelowo w 40 plm na samoloty naddźwiękowe przeszkolono dwie eskadry, trzecia eskadra nadal wykonywała zadania na dotychczasowych samolotach Lim.
1966 r. lotnisko Świdwin – pokazy dla rodzin, mjr pil. Józef Olesiejuk z małżonką Stefanią i córką Beatą
W drugiej połowie lat sześćdziesiątych polskie lotnictwo było u szczytu rozwoju ilościowego. Jednostki były wyposażane w kolejne wersje samolotów Mig-21.
40 pułk został docelowo wyposażony w samoloty Mig-21 PF i następnie Mig-21 PFM – charakteryzowały się one większymi zdolnościami bojowymi.
Obserwacje działań lotnictwa w zmaganiach w wojnie w Indochinach i na Bliskim Wschodzie nie pozostawały bez wpływu na rozwój i koncepcje użycia lotnictwa w ewentualnym konflikcie.
Na bazie doświadczeń z wojny izraelsko-arabskiej, rozpoczęła się rozbudowa infrastruktury lotniskowej mającej zabezpieczyć samoloty przed skutkami uderzeń z powietrza, oraz wprowadzono nowe elementy w szkoleniu bojowym. 40 pułk był prekursorem w działaniu samolotów naddźwiękowych Mig-21 z lądowaniem na odcinku poniemieckiej autostrady (DOL Kliniska) pod Szczecinem, oraz w „wyjściu spod uderzenia” – start 24 samolotów Mig-21 i 12 samolotów Lim 5 w ciągu 5 min. Samoloty rozśrodkowane w bunkrach, piloci w kabinach w gotowości Nr 1. Na sygnał – „Uruchomienie silników”, „Kołowanie” i „Start” – Migi-21 kluczami (3 z pasa startowego, 1 z drogi kołowania) Lim-6 z nawierzchni gruntowej lotniska. Po 5 minutach na lotnisku zalegała cisza, a samoloty wykonywały zadania. Były to trudne zadania do wykonania - płk pil. w st. spocz. Józef Olesiejuk z satysfakcją wspomina, że „miał szczęście dowodzić pułkiem w tym okresie”.
W 1971 roku nastąpiła kolejna reorganizacja lotnictwa. 40 pułk przekazał dwie eskadry Mig-21 do 2 plm w Goleniowie. Na wyposażenie 40 plm w Świdwinie weszły zmodernizowane samoloty Lim-6 M. W takim składzie pułk funkcjonował do 1984 roku i był podporządkowany 3 Dywizji Lotnictwa Szturmowo-Rozpoznawczego (DLSZR) jako 40 Pułk Lotnictwa Myśliwsko-Szturmowego (PLMSZ).
Józef Olesiejuk we wrześniu 1971 roku po ośmiu latach dowodzenia pułkiem obowiązki przekazał następcy.
Lotnisko Świdwin – szef sztabu dywizji płk. Kamiński wręcza upominek płk pil. Józefowi Olesiejuk z okazji przekazania obowiązków i objęcia stanowiska w jednostce nadrzędnej
Mianowany został na stanowisko starszego nawigatora dywizji, a po dwóch latach przełożeni zdecydowali za bardziej celowe wykorzystanie jego doświadczenia na stanowisku starszego inspektora bezpieczeństwa lotów w sztabie dywizji. Obowiązki na tym stanowisku pełnił do końca sierpnia 1989 roku. Po 40 latach służby w lotnictwie w dniu 30 sierpnia został przeniesiony do rezerwy.
30 sierpień 1989 r. - Dowódca Wojsk Lotniczych gen. Tytus Krawczyc żegna odchodzącego na emeryturę płk pil. Józefa Olesiejuka
Mieszka nadal w Świdwinie – i z sentymentem obserwuje loty samolotów jednostek, które po kolejnej reorganizacji wykonują loty z lotniska, na którym spełniło się jego dziecinne marzenie o lataniu.
Życie prywatne płk pil. Józefa Olesiejuk i jego żony Stefanii
Po przebazowaniu do Świdwina moje życie osobiste, tak jak i moich kolegów pilotów toczyło się monotonnie. Garnizon oddalony od miasta 3 km; brak środków komunikacji nie zachęcał zimą wędrować do kina „Rega” lub szukać innej rozrywki. Warunki atmosferyczne, a może i przemęczenie po szkoleniu teoretycznym lub po lotach nie zachęcało nas do wyjścia z hotelu. Czasami pograło się w karty, poopowiadało kawały, lub wypiło się na rozgrzewkę małe co nieco. Zima nie trwała jednak długo – przyszła wiosna, a z nią nowe wydarzenia. Jednym takim wydarzeniem było zaproszenie nas pilotów do Liceum Pedagogicznego na bal maturalny. Skorzystałem i ja z zaproszenia. Z kolegą znaleźliśmy się na sali balowej wśród balujących maturzystek. Sala udekorowana zgodnie z tradycją szkoły, a na sali ładne dziewczęta wirujące w takt walca. Panów maturzystów nie było zbyt wielu, a przez to ja i koledzy mieli okazję zapoznać ładną dziewczynę – przyszłą nauczycielkę. Zatańczyłem chyba ze dwa razy z jedną, później z drugą; szło ku lepszemu zapoznaniu i spędzeniu miłych chwil, oraz nawiązaniu ciekawych rozmów. Bal się zakończył rano – szkoda że chwile spędzone wśród miłych gości tak szybko przeminęły.
Traf chciał, że po pewnym czasie będąc nad jeziorem „Bukowiec”, gdzie wypoczywałem, spotkałem tę, z którą tańczyłem pierwszy taniec. Dziewczę szczupłej budowy ciała, niebieskie oczy, włosy ciemny blond. Dużo mówiła o sobie, o pracy jaka ją czeka (obowiązywał nakaz pracy) w szkole podstawowej na wsi. Przed nią dojeżdżanie pociągiem. Słuchałem cierpliwie, ale odważyłem się przerwać potok słów mojej „tancereczki” i zapytałem skąd przybyła do Świdwina, gdzie mieszkała przed przybyciem do miasta nad Regą, itd. Dowiedziałem się bardzo wiele, ponieważ to humaniści potrafią barwnie i ciekawie opowiadać o sobie, rodzinie i bliskich. Nie wierzyłem, że nasza znajomość przetrwa. Obowiązki służbowe, ciągłe szkolenia, loty, nie pozwalały mi na częste wypady do miasta. Czasami przypadkowo spotkaliśmy się, kiedy czas pozwolił i byłem w mieście. Ale los chciał inaczej, nasza znajomość okazała się przeznaczeniem – ona była dla mnie, a ja dla niej (tak było 2 lata). Ja młody podporucznik zawarłem związek małżeński 12 listopada 1955 roku, z tą, z która tańczyłem pierwszy taniec na balu maturalnym. Panna Stefania Holak została moją żoną.
Rys. Świdwin 1956 r. – ppor. pil. Józef Olesiejuk z małżonką Stefanią nad jeziorem „Bukowiec”. Źródło: archiwum prywatne.
Stefania – urodziłam się 21 września 1935 r. w niedużym mieście Iwie w woj. nowogródzkim (kresy wschodnie). Dzisiaj moje rodzinne miasto jest w republice białoruskiej (Nowogródek w XIII w. był stolicą Litwy). Mając 11 lat opuszczam z rodzicami i młodszym rodzeństwem moje rodzinne miasto i 7 kwietnia 1946 r. pociągiem towarowym jadę w nieznane. Jesteśmy Polakami i nie chcemy zostać pod kuratelą władzy radziecko-białoruskiej. Jedno co było dobre dla mnie, to że przez 2 lata chodziłam do III i IV klasy szkoły powszechnej i uczyłam się języka rosyjskiego. Dobrze poznałam czytanie i pisanie, oraz nauczyłam się płynnie mówić po rosyjsku. Uczono nas kaligrafii, a wyszło to na dobre, ponieważ dzisiaj mogę czytać, pisać i porozumieć się w języku rosyjskim. Jechaliśmy przez dwa tygodnie transportem, który ciągnęły aż dwie lokomotywy. Repatrianci nie wiedzieli dokładnie, gdzie PUR nas osiedli, a my dzieci mieliśmy „radochę”, że ta podróż z przygodami trwa i trwa. Rodzice mieli na głowie nie tylko nas, bo w następnym wagonie jechał nasz dobytek – 4 piękne konie, 3 krowy, 2 jałówki, a nawet w klatkach piały od samego rana koguty i gdakały kury. Koniec podróży zakończyliśmy w Białogardzie. Wujek po demobilizacji (żołnierz II armii LWP) dostał gospodarstwo rolne 3 km za Świdwinem i my tymczasowo zatrzymaliśmy się u niego. W drugi dzień Wielkanocy wujek przyjechał pociągiem po nas - dzieci i zabrał do siebie – Świdwinek I. Wtedy Świdwin nosił nazwę Świebowina.
Rodzice otrzymali w Świdwinie w czerwcu gospodarstwo rolne o pow. 20 ha ziemi ornej i budynki gospodarcze wraz z domem z pruskiego muru. Rozpoczęłam naukę w roku szkolnym 1946/47 od piątej klasy. Pomimo, że tylko 2 lata uczyłam się w Iwiu, nie miałam trudności. Byłam bardzo dobrą uczennicą przez cały okres, kiedy się kształciłam. Szkołę podstawową ukończyłam w 1949 roku, a średnią – Liceum Pedagogiczne w 1953 r. Byliśmy zamożnymi gospodarzami i tam i tu. Ale to trwało do 1955 r. dopóki nie zabrano ziemi pod PGR i Spółdzielnie Produkcyjne. Kiedy przyjechaliśmy do Świdwina było nas 2 dziewczynki i 3 chłopców. Ale rodzina powiększyła się jeszcze o 5-ro rodzeństwa. Niestety w bardzo młodym wieku rodzeństwo młodsze umarło – siostra i 4 braci. Rodzice też już nie żyją. Jeżeli chodzi o mój los to jest łaskawszy od mojej rodziny dla mnie. Ukończyłam szkołę średnią, zdobyłam zawód – nauczycielka, a będąc już mężatką ukończyłam Wyższe Studia Zawodowe (WSZ) – kierunek historia w Gdańsku. Byłam zdolną uczennicą, miałam szereg zainteresowań. Kochałam teatr, a nawet w szkolnym teatrzyku wystąpiłam w roli Marii w sztuce Gogola „Rewizor”. Grałam w koszykówkę, należałam do kółka tanecznego. Z przedmiotów lubiłam historię, język polski, geografię – typ humanistki. Interesowałam się sportem – co zostało mi do dzisiaj. Lubię oglądać mecze: siatkówki, koszykówki, piłki ręcznej – oczywiście w telewizji. Sporty zimowe też, ale najbardziej jazdę figurową – tańce na lodzie. Po ukończeniu Liceum pracowałam na wsiach Cieszeniewo i Redło i na osiedlu wojskowym w garnizonie Świdwin po wybudowaniu szkoły 8-io klasowej. Przepracowałam w „trójce” (SP nr 3 w Świdwinie) 20 lat, z tego 7 lat jako dyrektor. Jestem żoną pilota, człowieka z zasadami, ale pomimo tego przeżywałam bardzo jego loty, szczególnie nocne. On zapewniał mnie i dzieciom byt, dbał o dom w miarę potrzeb. Do mnie należało dużo obowiązków. Jego często nie było w domu - „służba nie drużba”. Kiedy był jeszcze kawalerem dostał od d-cy pułku talon na samochód – to był maj 1955 rok. Jak na tamte czasy to było coś! mieć Moskwicza 401.
Rys. por. pil. Józef Olesiejuk przy swoim nowym samochodzie Moskwicz 401. Źródło: archiwum prywatne.
W 1956 r. w grudniu urodził się nam syn Arkadiusz – dziś pan 55 lat, ojciec 2 córek, jedna już mężatka. W 1961 r. w styczniu urodziła się nam córka Beata, obecnie pani w wieku 50 lat, matka 1 syna – babcia dla wnuczki, naszej prawnuczki.
Rys. Świdwin – święto 22 lipca 1960 r. kpt. pil. Józef Olesiejuk z małżonką, zdjęcie obok z synem Arkadiuszem przy wjeździe na osiedle wojskowe. Źródło: archiwum prywatne.
W szkolnictwie przepracowałam 35 lat. Mąż służbę w wojsku pełnił 39 lat („latał”). Ja odeszłam na emeryturę w 1987 r. a mąż w dwa lata po mnie w 1989 r.
Wspólnie przeżyliśmy 55 lat i 6 miesięcy. Jesteśmy już w podeszłym wieku, ale dopóki dopisuje zdrowie (leki pomagają) działamy społecznie. Ja należę do Towarzystwa Miłośników Wilna i byłych Kresów Wschodnich. Należymy również z mężem do Stowarzyszenia Przyjaciół Lotniska Wojskowego Świdwin.
Rys. Lotnisko Świdwin - płk pil. w st. spocz. Józef Olesiejuk z małżonką Stefanią przy samolocie Su-22. Źródło: archiwum prywatne.
Dzięki temu nie tracimy kontaktu z tym co kiedyś nas łączyło. Jesteśmy zapraszani na uroczystości wojskowe i cywilne.
Miło jest, kiedy człowieka szanują i pamiętają. Wszystko co było nam dane przeżyć wspólnie to najważniejsze: wzajemne poszanowanie, zrozumienie i zaufanie. Odczuwamy już ciężar swoich lat, już nie te zdrowie, ale trzeba patrzeć w przyszłość i cieszyć się że jesteśmy razem. Cieszymy się z dzieci, wnuków i prawnuczki.
Rys. płk pil. w st. spocz. Józef Olesiejuk z małżonką Stefanią. Źródło: zbiory prywatne.
Oboje jesteśmy urodzeni w XX wieku, ale z ufnością patrzymy w przyszłość w XXI wiek.
Superprojekt: Józef Mariak, Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Opracowanie: st. kpt. Józef Mariak
10 czerwca 2011 r.